W dniu, w którym niniejszy tekst został napisany, a więc 3 lipca 2024 roku, miała miejsce światowa premiera szóstego odcinka serialu wyprodukowanego przez studio LucasFilm, a osadzonego w świecie Gwiezdnych Wojen – „Akolita”. Odcinki dostępne są na platformie streamingowej Disney+, czyli mogą być oglądane również w Polsce. Serial wzbudza olbrzymie kontrowersje, czego wyrazem jest szokująca rozbieżność między ocenami krytyków a publiczności (83% do 14%), rozbudziły dyskusje w sieci i mediach społecznościowych czy to już koniec Gwiezdnych Wojen, czy tylko chwilowa zapaść popularności wywołana zmęczeniem fanów.
Jak zawsze w dyskusjach tego typu, pierwsze co należy zrobić to przebić się przez warstwę emocjonalnego atakowania wzajemnego obu stron, w których uczestniczą również aktorzy oraz producenci. Obecna dyskusja obejmuje wzajemne obrzucania się oskarżeniami o toksyczną męskość, bigoterię fanów, ideologię gender oraz odhaczanie checkboxów oraz o działania ocierające się o przestępstwo. Niestety, dyskusja prowadzona w tych tonach wniesie niewiele do tematu, jakim jest globalny fenomen Gwiezdnych Wojen.
Fenomen ten na światowy hit początkowo się nie zapowiadał. W 1977 roku, kiedy to oryginalny film, pod tytułem „Epizod IV: Nowa Nadzieja” miał premierę, krytycy zgodnie orzekli, że film jest interesujący niczym „zeszłoroczny śnieg”. Niemniej pomysłodawcy, George’owi Lucasowi udało się dokończyć tak zwaną oryginalną trylogię w 1981 roku oszałamiającym sukcesem, rozpoczynając globalną fascynację marką. I rozkręcając niezwykle lukratywny biznes.
W historii trwania Gwiezdnych Wojen przypadają okresy wzrostu zainteresowań i upadku serii. Wyróżnić można trzy najważniejsze okresy. Pierwszy, okres oryginalny, obejmował lata 80., można określić mianem oryginalnej trylogii. Historie opowiedziane w tym okresie skupiały się na najważniejszych postaciach sagi: Lei Organie, Luke’u Skywalkerze, Hanie Solo oraz Chewbacce oraz oraz na postaci Dartha Vadera. Pod koniec lat 80. wyczerpało się społeczne zainteresowanie oryginalnymi wątkami. Następna era w dziedzinie Star Wars, rozpoczyna się w roku 1991, kiedy to Timothy Zahn publikuje powieść „Dziedzic Imperium”, rozpoczynając erę Expanded Universe, a więc etap, gdy Gwiezdne Wojny urosły zarówno przestrzennie jak i czasowo. Poza oryginalną obsadą, pojawili się nowi bohaterowie, zarówno dobrzy (Kale Katarn), źli (wielki admirał Thrawn, tytułowy dziedzic Imperium), jak i pośredni (Mara Jade). Ukoronowaniem tego etapu była trylogia prequeli (1999-2005), obejmująca epizody I-III. Do pracy przy Gwiezdnych Wojnach zatrudniono nowych autorów, których wizja nierzadko odbiegała od wizji George’a Lucasa. Plotka głosi, że na przykład nie znosił postaci Thrawna, ale nie bardzo mógł się go pozbyć – w końcu przywrócił zainteresowanie jego ideą. Co więcej, Star Wars weszły na rynek gier komputerowych oraz po raz pierwszy pojawiły się jako seriale telewizyjne… na razie animowane.
Obecna era Gwiezdnych Wojen rozpoczęła się w 2012 roku, kiedy to Disney wykupił firmę LucasFilm wraz z kompletem oddziałów za astronomiczną kwotę 4 mld USD. Jest to okres nowej trylogii, trylogii sequeli (epizody VII-IX, lata 2015-2019). W tym okresie mamy również do czynienia z pojawieniem się filmów oraz seriali spoza oficjalnej linii narracyjnej, takie jak „Łotr 1”, „Solo” oraz seriale, zwłaszcza dostępne na platformie Disney+, takie jak „Andor”, „Ahsoka”, „Wojny Klonów”, „Rebelianci”, „Resistance”, „Obi Wan”, kultowy „Mandalorianin” (szczególnie dwa pierwsze sezony) oraz wskazany w tytule „Akolita”. Po raz pierwszy w historii pojawił się również olbrzymi rozdźwięk wewnątrz fanów Gwiezdnych Wojen, aż do pojawiających się deklaracji o śmierci całości uniwersum. W czym tkwi problem?
Odpowiedź, jest jak zwykle skomplikowana. Dodatkowo sprawę zaciemniają osobiste ambicje oraz antypatie ludzi współcześnie odpowiadających za rozwój marki, takich jak Kathleen Kennedy, John Favreau, Dave Filoni, czy też Amanda Stenberg, Leslye Hedland czy Sharmeen Obaid-Chinoy. Kiedy jednak kwestie osobowe zostaną odłożone na bok, wyklarują się trzy najważniejsze pytania, które powinni zadać sobie twórcy związani z marką, a których na nasze nieszczęście albo sobie nie zadali, albo odpowiedzieli połowicznie:
1. O czym opowiada historia Gwiezdnych Wojen?
2. Kto jest odbiorcą historii Gwiezdnych Wojen?
3. Co odróżnia historię Gwiezdnych Wojen od innych historii?
Pierwsze pytanie jest pytaniem najważniejszym jest o czym właściwie Gwiezdne Wojny są. Nie są bowiem science fiction w ścisłym znaczeniu tego słowa – a więc nie są fantazjami na temat rozwoju nauki. W swej istocie jest to współczesna mitologia, odświeżająca starodawne baśnie oraz mity w tych elementach, w których są dla nas znane oraz uwielbiane. Gwiezdne Wojny opowiadają o dorastaniu do odpowiedzialności oraz o dorastaniu w trakcie podróży. Nie opowiadają o władzy, patriarchacie oraz osobistych historii z życia różnych ludzi. Opowiadają uniwersalne historie, w których każdy może odnaleźć samego siebie. Opowiadają o upadku, którego doświadczył Anakin Skywalker. Oraz o zwycięstwie nad pokusą łatwego życia, której oparł się Luke Skywalker. Opowiadają o poczuciu wyobcowania z dotychczasowego życia, którego każdy z nas doświadczył. Opowiadają o konflikcie, którego doświadcza każdy młody człowiek, w starciu z zastanym porządkiem świata. Oraz z ojcem, szczególnie gdy ojciec jest tyranem. Opowiada o stracie i upokorzeniu, którego obaj panowie doświadczają, gdy przystępowali do walki nieprzygotowani, ale ufni we własne siły. Co ciekawe obaj w trakcie tych lekcji utracili prawe dłonie. Opowiada o miłości i przyjaźni: zarówno tej, która buduje oraz dodaje skrzydeł, jak i o ich wypaczeniu: która pochłania i pożera, zaborczej i niszczącej. Opowiada również o narodzinach oraz upadku tyranii. Opowiada historie, które powtarzane są od zarania dziejów, o ludziach, bohaterach i społeczeństwach – o relacjach między nimi, w formie, która istnieje niezmiennie od lat, bo i ludzie w swej istocie od lat się nie zmienili. Dlatego Gwiezdne Wojny chwytają za serca wszystkie pokolenia. Lub raczej chwytały, bo ostatnio przekaz się zmienił, w trzech istotnych punktach. Po pierwsze, brak konsekwencji w nowym kanonie. Zmiany oraz niejasności, dążenia do poprawienia oryginału w kontekście współczesności. Po drugie, wykłady a nie historie. Zamiast opowiadać historię, w której każdy może się odnaleźć, obecnie koncentrują się na pouczaniu i karceniu klientów i fanów. Po trzecie, dekonstrukcja istniejącego dorobku Gwiezdnych Wojen oznacza, że to co do tej pory decydowało o wyjątkowości Gwiezdnych Wojen jest odrzucane i zastępowane. Powoduje to konfuzję oraz niechęć starych fanów, lecz czy sprowadza nowych?
Na drugie pytanie odpowiedź na pierwszy rzut oka wydaje się oczywista: Gwiezdne Wojny są dla wszystkich – niezależnie od rasy, płci, koloru skóry, religii, ideologii czy miejsca zamieszkania. I do tej pory ta historia była dostępna dla wszystkich. Do tej pory pamiętam zdjęcie z przełomu lat 70/80. kiedy to jedna z fanek skrupulatnie odtworzyła strój pilota myśliwca X-wing. Bez książek i Internetu, drobiazgowo, krok po kroku, pewnie po niezliczonych odtworzeniach oryginalnego filmu z dumą zaprezentowała własne dzieło. To jest fanka, lub raczej Fanka. Gdzie leży źródło tego sukcesu? Opiera się na dwóch podstawach. Pierwszą jest wspomniany uniwersalizm opowiadanej historii. Drugą jest świat przedstawiony, egzotycznych kosmitów, znanych acz jednocześnie obcych wątków oraz elementów. Oraz pełen Mocy. Owo abstrakcyjne zniekształcenie rzeczywistości, na tyle znane, żeby każdy mógł odnaleźć w nim własne doświadczenie, lecz niedookreślone, by nie wykluczać innych, oznacza, że jakakolwiek cecha indywidualna która wyróżniała osobę na tle zbiorowości, mogła zostać utożsamiona z Mocą, bo każdy chciał i widział siebie jako Jedi. Podczas gdy współcześnie, coraz częściej zarówno aktorzy jak i personel techniczny podkreśla własne osobiste doświadczenia, jak bycie kobietą, bycie gejem czy bycie czarnoskórym. Problem w tym, że tworzy to mechanizm podwójnego sita filtrującego fanów Gwiezdnych Wojen. Dla przykładu i gej i katolik mogą być fanami klasycznych Gwiezdnych Wojen. Lecz jeśli w nowych Gwiezdnych Wojnach będą obecne doświadczenia osób homoseksualnych jako dodatkowy oraz równorzędny element wyróżniający, wyeliminuje to z puli fanów katolików, którzy z tymi doświadczeniami nie będą w stanie się zidentyfikować. Dodatkowo, należy wskazać, że o ile gej może być fanem Gwiezdnych Wojen o tyle nie każdy gej odnajdzie się w Gwiezdnych Wojnach. Oznacza to olbrzymie zawężenie puli ludzi, do których historia ta może być skierowana. Otwiera to paradoks: pomimo dążenia do inkluzji wszystkich grup społecznych uznanych za wykluczone, nowe Gwiezdne Wojny wykluczają na masową skalę zwiększając to, z czym w zamyśle powinny walczyć. A zachowanie twórców, potępiających fanów za artykulację owych odczuć sytuacji nie poprawia. Dodatkowo, każda krytyka odbierana jest jako osobisty atak, co rozgrzewa emocje oraz uniemożliwia osiągnięcie kompromisu.
Ostatnie pytanie odnosi się do zagadnienia co jest a co nie jest Gwiezdnymi Wojnami. Najbardziej szkodliwym zjawiskiem jest przekonanie, szczególnie typowe dla wielkich korporacji dążenie do wypracowania lojalności do marki, czyli znaczka, niezależnie od tego, na czym ten znaczek będzie naklejony. Jest to szczególnie widoczne przy „Akolicie”, gdzie producent wyraźnie wskazuje, że dąży do demontażu wizji oraz historii Gwiezdnych Wojen według oryginalnego pomysłu George’a Lucasa. Pytanie czy to wciąż będą Gwiezdne Wojny? Czy gdy, na przykład Jedi z siły dobra stają się siłą ciemności; czy gdy na przykład wyjątkowość Anakina Skywalkera jest zaprzeczana przez bohaterki grane przez Amandę Stenberg; i wiele, wiele innych, to wciąż są Gwiezdne Wojny. Podstawowym zastrzeżeniem jest to, że jest to niezwykle widoczne dla fanów oraz powoduje kontrreakcję fanów oraz odejście od marki. Widać to wyraźnie na pogarszających się wynikach produktów ze stajni Gwiezdnych Wojen, zarówno jeśli chodzi o wyniki finansowe oraz wyniki oglądalności. Okazuje się, że jest granica, za którą nawet niezwykle lojalny fandom przestaje rozpoznawać w nowych produktach Gwiezdne Wojny.
Podsumowując, należy wskazać, że ludzie odpowiedzialni za trzecią erę Gwiezdnych Wojen nie odpowiedzieli na wskazane pytania w sposób pozwalający na zaspokojenie potrzeb konsumentów. Częściowo wynikało to z przejęcie nadzoru nad marką przez wielką korporację co oznaczało zastosowanie logiki wielkiej korporacji do zarządzania marką. Co niestety dało się odczuć, głównie poprzez odejście od oryginalnej historii oraz wykorzystanie znaczka do promocji innych celów oraz wartości, nie utożsamianych z Gwiezdnymi Wojnami. Co w przyszłości? Gwiezdne Wojny czeka kolejna zima. Rozpocznie się najprawdopodobniej w roku 2026, kiedy to Bob Iger przestanie być Prezesem Disneya a Kathleen Kennedy przestanie być Prezesem LucasFilm (2025). Marka, jako ta, która generuje straty (rzekomo nie udało się odpracować kosztów jej zakupu), zostanie uznana za bezużyteczną oraz sprzedana temu, który będzie chciał ją kupić. Jednakże należy szczególnie podkreślić, że bez kolejnego przełomowego dzieła – takiego jak „Dziedzic Imperium”, czwarta era Gwiezdnych Wojen pozostanie na długie lata kwestią przyszłości. A obecnie… obecnie Disney zarżnął kurę, która znosiła złote jajka i powoli się orientuje, że nie umie z niej ugotować rosołu.